Co zrobić, żeby dziecko zaczęło chodzić do przedszkola..?
Szczególnie takie, którego poczucie bezpieczeństwa pozostawia wiele do życzenia?
Julka to przykład dziecka, które posiada atrybuty uwagi i troski, ale nie autentyczne zaangażowanie rodziców w rozwój i potrzeby emocjonalne córki. Śmiem twierdzić, że dziewczynka za stały i pewny uważała jedynie swój dom – budynek. On zawsze stał na swoim miejscu, w nim można było dyktować swoje warunki i do niego wracali rodzice, którzy (o losie!) byli właśnie niestali, niepewni i niekonsekwentni. Cała reszta, czyli: najbliższa okolica, parki, place zabaw, sklepy, a szczególnie przedszkole - jawiła się, jako miejsce zagrożenia, na które reaguje się strachem.
Dom, element stałości, stał się dla dziewczynki miejscem, z którego postanowiła nie wychodzić do przedszkola.
Jak tu być pewnym, że mnie nie zostawią w tym przedszkolu, nie zapomną odebrać? Mama tak późno wraca! Zresztą tam jest obco, nie wiadomo jak rozmawiać i bawić się z dziećmi, których jest duużooo, każą mi jeść jakieś obiady, które nie smakują tak, jak te babcine, będę musiała się dzielić, być grzeczną (cokolwiek to znaczy!) i słuchać pani..!?
Dobrze, że JEST niania! Ona zawsze wie, co chcę, spędza ze mną czas, śmieje się, czasem zabrania, odmawia, ale przynamniej wiem na czym stoję! Uff! ;-)
Dlaczego ja stałam się nadzieją rodziców? To proste – BYŁAM. I przez moją obecność, pomału Julka nabierała pewności i poczucia bezpieczeństwa, również poza domem.